Solskogen 2014 party

Sachy

(11-13.07.2014 r. @ Flateby Samfunnshus, Norwegia)

Solskogen 2014 Party

Pomysł wyjazdu na zagraniczne party od jakiegoś czasu tlił mi się w głowie, od kiedy wróciłem do scenowej zabawy po 15 latach przerwy. Śledząc produkcje na Pouet (głównie wszelkie platformy oldskoolowe) zauważyłem, że zachodnia scena zaczyna rozkręcać się na dobre, wróciło kilka grup i sporo ludzi z dawnych lat, na każdym party pojawia się co najmniej kilka prac wartych obejrzenia – czyli jest przynajmniej kilka powodów, by ruszyć się z domu. Do tego z Gdańska jest coraz więcej tanich lotów w różne miejsca Skandynawii czy Niemiec i to właśnie tam szukałem sobie jakiegoś ciekawego kierunku. Przeglądając też wpisy pod moimi skromnymi prodkami na Pouet zauważyłem, że kolega z dawnych lat (4play/RSE, organizer grupy Resistance) nadal gdzieś siedzi w temacie, a grupa RSE udziela się od czasu do czasu na różnych platformach (C64, Amiga, GBC, PC). Co prawda nasz kontakt dawno się urwał, swego czasu skasowałem też IRC-a jako paskudnego pożeracza czasu (długie przegadane godziny w latach 90. i początkach XXI wieku), ale wnet odkryłem, że stary kanał grupowy #resistance nadal istnieje i udało się skontaktować znów on-line.

Okazało się, że stary duch scenowy nadal żyje i że koledzy z RSE zamierzają się wybrać z kilku norweskich miast na lipcowe Solskogen, wioząc przy tym kilka produkcji, w tym 2 gry, wyprodukowany w kooperacji z grupą DESIRE całkiem sympatyczny music dysk na Nintendo DS, trochę muzyczek, grafik i wesołego Wilda. Do tego jeszcze sekcja C64 zapowiedziała również małą produkcję i naprawdę zrobiło się ciekawie. Dawny organizer zaczął namawiać mnie, że skoro już odkurzyłem stary asembler, to mógłbym złożyć po starej znajomości jakieś małe, 1-efektowe interko a’la cracktro na Amigę, żeby zaakcentować fakt, że grupa Resistance nadal żyje i to na wielu platformach. Jako, że pół roku wcześniej rozstałem się niestety z założonym przez siebie w 1994 roku amigowym DiNX Project – nastąpił szybko rejoin do RSE i zaczęliśmy rozmawiać z muzykiem RSE o jakimś zgrabnym utworku do tej mikro-produkcji. Zanim cokolwiek powstało – wciagnąłem kolegę grafika (Sim1) z mojej drugiej grupki (Wanted Team) do zrobienia grafiki i zaczęliśmy kombinować. Sim1 wysmażył piękne logo RSE, sprawy nabrały kolorów, jednak problemem okazała się brzmieniowa zawartość modułu. Otóż początkowo patterny nadesłane przez muzyka były... tragiczne. Mega tragiczne... A świetne logo już było gotowe i Sim1 zagroził, że przy takiej muzie – wycofa swoje wsparcie dla prodki. W międzyczasie zdążyłem już napisać od nowa (po 15 latach przerwy konieczne były unowocześnienia w playerze, startupie, itp.) pseudo-framework do realizowania interek kilkuczęściowych i żal było odkładać to do szuflady, bo wiadomo, że wtedy ugrzęźnie to na kolejne lata i wyjdą jak zwykle nici. Co więcej – zachęcony fajną grafiką i ogólnym klimatem całej współpracy zdecydowałem się pojechać na to party i jechać tam bez produkcji i dodatkowego dreszczyku w postaci compo-entry – wydawało się kompletną porażką. W ramach więc ratowania sytuacji – poprosiłem sprawdzonego druha Mccnexa by włączył się w projekt i spróbował wyciągnąć nas z dołka. Trzeba jednak dodać, że francuski muzyk, który dostarczył pierwsze patterny, jest naprawdę bardzo dobry i tylko po prostu w tym przypadku albo się nie zrozumieliśmy, albo po prostu miał jakiś gorszy okres. Na szczęście jednak kolega Nainain/RSE jest bardzo wyluzowanym i rozsądnym człowiekiem i nie obraził się na mnie, kiedy powiedziałem mu, że niestety „nie tędy droga/jest słabo” i zaproponowałem wsparcie Mccnexa i ewentualną dalszą wspólną pracę nad modułem, czyli klasyczny coop. Jako, że w tej sytuacji okazało się, że produkcja w głównej mierze robiona jest „rękami” Wanted Team – postanowiliśmy pracować nad nią jako kooperacja RSE-WT.

Od momentu wejścia w temat Mccnexa sprawy ruszyły z kopyta – mod został przearanżowany i zaczął podobać się wszystkim, a kooperacja podziałała na obu muzyków tak motywująco, że finalnie obaj stwierdzili – w pojedynkę tak dobrze by to im nie wyszło i taki duet dał najlepsze i nadspodziewane rezultaty. Panowie oprócz tego uznali, że bardzo chętnie w przyszłości będą powracać do współpracy i już aktualnie kolejny świetny mod jest gotowy do przyszłego wykorzystania. Robota szła dobrze, ale jak zwykle – brakowało czasu. Niestety zabraliśmy się za to za późno i mimo, że pracowaliśmy dosłownie codziennie, od 17:00 do 1-2:00 w nocy (i całe weekedny) – czasu brakowało. Nie było rady, trzeba było wywalić lub uprościć pewne części dentra, żeby w ogóle mieć co zawieźć na party. Pakowanie produkcji i ostatnie testy robione były w pośpiechu na 7 godzin przed odlotem – na szczęście udało się i prodka, choć okrojona - była gotowa. Po zgraniu na 3 różne dyskietki i pen-drive’a oraz łyknięciu czegoś na sen – złapałem kilka godzin nieświadomości po czym przed siódmą rano znalazłem się na gdańskim lotnisku. Udało się zapakować w dozwolony limit bagażu podręcznego (z karimatą i śpiworem) – wiec obyło się bez dopłat. Sam przelot wykupiony 4 tygodnie przed odlotem kosztował około 350 zł w obie strony, więc całkiem sensownie. W „wolnocłówce” zakupiłem jeszcze dużą Żubrówkę i kilka browców (co później okazało się świetnym posunięciem) i spokojnie udałem się na samolot.

Tu warto nadmienić, że oczywiście – klimaty oldskoolowe, 8-bit, Amiga i te sprawy, ale bez współczesnych technologii dotarcie na party byłoby o wiele kosztowniejsze i sporo trudniejsze. Otóż party Solskogen odbywa się we Flateby, czyli... na totalnej wsi, ponad 2 godziny jazdy dwoma różnymi autobusami. Oczywiście organizatorzy zadbali o deskrypcję dojazdu różnymi drogami – w okolicy Oslo są 3 popularne lotniska i opisana była droga każdego z nich. Mając w perspektywie transport publiczny – wybrałem najdogodniejsze dojazdowo Oslo Rygge (Moss Airport Rygge (RYG)) i dokładnie prześledziłem w necie trasę autobusów, numery linii i godziny odjazdów (łącznie z backup-planem). Co więcej, organizatorzy zasugerowali przesiadkę na docelową linie na konkretnym i najkorzystniejszym przystanku (Ryen T) – tyle, że był to zwykły przystanek osiedlowy i cała trudność była w odpowiednim rozpozaniu go, a potem odnalezieniu miejsca przecięcia z linią docelową. I tutaj niezastąpione okazały się współczesne technologie, a konkretnie Google Street View! Dzięki tej fantastycznej usłudze (na dodatek, jak wiadomo - darmowej) mogłem przed wyruszeniem z domu obejrzeć dokładnie okolice „z poziomu ulicy”, zapamiętać okoliczne znaki charakterystyczne, itp. Było to świetne posunięcie, zminimalizowałem ryzyko pomyłki i zaoszczędziłem około dwóch-trzech godzin tułaczki. O ile jadąc na party – jakaś mała wycieczka „krajoznawcza” nie byłaby problemem, to już powrót mógłby być gorszy – wiadomo, że w niedzielne poranki nawet w Norwegii możliwości powrotu autobusem „ze wsi do miasta” są bardzo ograniczone i żeby zdążyć na lot powrotny z odpowiednim wyprzedzeniem (wymagania budżetowych linii lotniczych) – lepiej nie popełnić błędów po drodze (tani przewoźnicy na spóźnialskich nie czekają).

Mając „logistykę dojazdu” załatwioną mogłem oddać się podziwianiu widoków, a jest na co popatrzyć. Po zmianie autobusu na drugi – opuściłem miasto i dalej trasa wiodła wśród lasów i skałek, nieraz blisko brzegu fiordu. Pogoda była zaskakująca jak na Norwegię nawet w lipcu, bo notowano tam rekordową temperaturę - okolice 33 stopni Celsjusza. Ta temperatura rzutowała też trochę na atmosferę party – w ciągu dnia ciężko było wytrzymać w środku (choć byli i ludzie odporni na upały, lub zdeterminowani by zdążyć przed deadlinem) więc ogólnie impreza krążyła między tym, co działo się w sali głównej, a „piknikiem” na zewnątrz. Użycie słowa piknik wcale nie jest tu nie na miejscu (ani nie jest też negatywne), bo zaradni ludzie z Darklite przywieźli ze sobą dmuchany basen, w którym to spędzali większość upalnego dnia – popijając przy tym co nieco (powiedzmy :). Inni z kolei przywieźli małe stanowiska grillowe i popijając browca i omawiając sprawy scenowe przysmażali co rusz jakieś mięso sobie i innym zainteresowanym.

Na party dostałem się w piątek przed południem, zarejestrowałem się jak należy (wejściówkę opłaciłem wcześniej przez Internet), dostałem opaskę i chyba kod do głosowania (nie pamiętam, bo biorąc udział w compo – nigdy nie głosuję). Co ciekawe – nie było żadnych IDentów, co uważam za spory minus, ale jak później zobaczyłem też jakie były „nagrody” w compos (a raczej ich brak) – to i brak identów dziwić chyba nie musi. Być może po prostu Solskogen uznawane jest za niemal wewnętrzną imprezę skandynawską (choć oprócz mnie z PL były pojedyncze osoby z UK, USA, Holandii czy Niemiec) i po prostu wszyscy się znają i identy nie są potrzebne – prawdę mówiąc trochę to tak wyglądało.

No cóż, podczas rejestracji sprawdziłem, czy jest ktoś ze znajomych z grupki Resistance – niestety ekipa spod Stavanger była wciąż w drodze, a mieli do zrobienia przecież solidną odległość samochodem. Rozejrzałem się więc po party-place, zauważyłem tam człowieka w koszulce RiverWash2010 (no gratki chłopaki :) a w niej kombinował przy compo-maszynach Gargaj/Conspiracy. Pogadaliśmy chwilkę o RW, o jego wizycie w PL i jak wrzucić moje dentro do konkursu (odbywało się to przez upload po Wi-Fi). Mając trochę czasu postanowiłem rozlokować „graty”, czyli zapewnić sobie jakiś w miarę spokojny kawałek podłogi na rozłożenie śpiwora i karimaty, po czym zabrałem się za integrację i konsumpcję przywiezionych zasobów chmielu. Miejsce do spania zaalokowałem sobie za ladą w szatni znajdującej się na dolnym piętrze budynku, tuż koło awaryjnego wejścia (a więc blisko tlenu) i przy rejestracji uczestników. Miła atmosfera i wspólna konsumpcja dała okazję do zapoznania ludków w rejestracji, a okazali się to być członkowie grupy Spaceballs – Menace i Slummy.

Jako, że gorąco było – piwko schodziło szybko i konieczna była wyprawa do odległego o kilkaset metrów sklepiku. No tak – to akurat najgorsza część całego wyjazdu, z pewnej istotnej przyczyny – piwo w Norwegii jest SAKRAMENCKO DROGIE! No, ale też wiadomo, że tak jest w całej Skandynawii, więc po męsku trzeba zacisnąć zęby i zapomnieć o kosztach. Odpowiednio zaopatrzony powróciłem na party-place celem kontynuowania typowych zajęć imprezowych. Warto tu wspomnieć, że opłacało się „cisnąć” nocami przed wyjazdem i przyjechać z gotową produkcją – widziałem nietęgie miny ludzi, którzy dosłownie w pocie czoła (nieraz zalewającym oczy) kończyli swoje produkcje – Origo/Insane złapał dobre miejsce przy oknie (pod wielkim banerem swojej grupy) i musiał być zmotywowany, bo „rzeźbił” niemal całe party, tak samo jak Slummy/Spaceballs, który pisząc pod emulatorem na laptopie wyszukiwał zacienionych miejsc wokół budynku. Jak pokazały rezultaty – temperatura jednak nie przeszkodziła im dostarczyć wpaniałe produkcje.

Party trwało, przybywali coraz to nowi goście, w tym półprzytomna ekipa Finów (z Nosfe na czele), którzy to ponoć już niemal nieprzytomni wysiedli z samolotu (powrót ich bagażu z imprezy ponoć trwał tydzień). Zjawili się też w końcu ludzie z Resistance i impreza rozkręciła się na dobre. Podliczyliśmy nasze produkcje i okazało się, że RSE zamierza zasupportować tegoroczne Solskogen sporą ilością produkcji na kilka platform. Były 2 gry na Amigę (Donkey Downfall i Flappy Birds by Gibbs), intro na C64 (No plasma, no summer), logosy Sim1, wspomniany music-disk na Nintendo DS (w kooperacji z grupą DESIRE), kilka high-endowych muzyk no i nasze dentro (też kooperacja Resistance & Wanted Team) na A500. W trakcie podróży powstał pomysł na zrealizowanie Wild Demo (Sado Turbo Latex Salmon), więc po rozłożeniu się ekipy w mojej okolicy – zaczęły się prace nad party-produkcją. Dodam jeszcze, że choć w RSE byłem jeszcze pod koniec lat 90., to nigdy nie miałem okazji spotkać kumpli na żywo. Oczywiście przegadaliśmy godziny na IRC-u czy w mailach, ale pierwszy raz spotkaliśmy się na żywo. Nie było jednak żadnego problemu – jak starzy kumple odpaliliśmy sprzęty, szarpnęliśmy cyngle puszek i sprawy popłynęły same. Późnym popołudniem zaproszono wszystkich na posiłek regeneracyjny („bardzo pożywną zupę”) – naprawdę smaczny rodzaj rosołu z wielkimi kawałami mięsiwa, co naprawdę mnie zregenerowało po gorącym dniu pełnym chmielu i dobrze wysterowało na dalszą wieczorną imprezę.

Solskogen 2014

Zabawa trwała w najlepsze, ludzie krążyli pomiędzy duszną salą główną (mogącą być w zależności od potrzeby dyskoteką lub całkiem solidnym kinem), na której trwały prace lub „kimanie” co bardziej zmęczonych, zacienionym parkingiem (na którym znalazła się większość uczestników – szukająca odrobiny chłodu) a pobliskim laskiem, w którym to rozbito kilka namiotów. Właśnie to namioty są polecaną formą nocowania na Solskogen. Nazwa ponoć tłumaczy się „letni/słoneczny las”. Jako, że drzwi i okna głównej sali były stale otwarte, to na zewnątrz słychać było każdą zapowiedź nowej części programu i chętni wracali do środka. W piątkowy wieczór odbyła się techno-potańcówka (zdaje się wystąpił lug00ber) i trochę osób z tego skorzystało – większość jednak regenerowała siły po upalnym dniu. Do naszego zakątka zaglądali ludzie zainteresowani „co knujemy” i po jakimś czasie zebrało się tam małe grono żywo dyskutujących scenowców. Zawitał Blueberry/Loonies, z którym miałem okazję pogadać o jego nowym, bardzo wydajnym i multiplatformwym packerze (Shrinkler). W ruch też poszła lotniskowa Żubrówka, a cała impreza zakończyła się niemal o świcie.

Poranek dnia kolejnego (dodajmy - bardzo późny poranek) to znów upał i dalsza część imprezy podobnej jak dzień wcześniej. Przyjeżdżali spóźnieni uczestnicy – ponoć na całej imprezie w 2014 roku zjawiło się ponad 170 osób. Dobra atmosfera utrzymywała się i wszyscy wyczekiwali już „kompotów”. Część ludzi udała się małymi grupkami wykąpać w oddalonym o kilka kilometrów fiordzie, część obrała kierunek przeciwny – do sklepów. Znów ciężka skandynawska rzeczywistość dała znać o sobie przy kasie, ale co zrobić. :) Jakoś po południu zaczęło się music compo (zarówno oldskool, jak i newskool) i mimo pewnej preselekcji – ciągnęło się dość długo. Prawdę mówiąc ciężko mi je opisać, gdyż większą część z niego spędziłem na dworze, słuchając muzyki przez otwarte drzwi. Jako, że nie miałem w planie głosować – muzyka stanowiła dla mnie tło do naszych rozmów.

Po zakończeniu music-compos, organizatorzy Solskogen znów zaprosili uczestników na poczęstunek i tym razem było to „ich słynne BBQ”. Pojawiła się jakaś ekipa cateringowa, każdy dostał świeżo zgrillowanego hamburgera z sałatkami i dodatkami – może nie było to jakieś „mistrzostwo świata” jak zupa poprzedniego dnia, ale miła rzecz przed wysiłkiem konsupcji dalszych compos.

Po posiłku i z racji coraz bardziej akceptowalnej (choć nadal było bardzo gorąco) temperatury wewnątrz budynku – partowicze coraz ciaśniej zapełniali salę główną w oczekiwaniu na kolejne konkursy. Najpierw poszły kompoty graficzne – wyniki są dostępne na Pouet, więc nie widzę sensu ich cytować, odnotuję może jedynie zwycięstwo naszego kolegi Sim1/WT^RSE^TTN^LMS w logo compo, którego logo Resistance było po prostu bezkonkurencyjne. Kolejną, wartą odnotowania rzeczą był udział w gfx-compos dwóch obecnych tam „pań-graficzek”, które przedstawiły prace na wysokim poziomie – można zachęcać znajome do prób swoich sił w grafice i zabierać na party! :)

Powoli zbliżało się główne danie imprezy, czyli demo compos. Zanim jednak organizatorzy przystąpili do niego – wyszli podzielić się ciekawa informacją. Otóż w 2014, inaczej niż w poprzednich latach – to Oldskool Demo Compo „zawładnęło” imprezą. Okazało się, że dem Newskool było... 2! Za to dem w kategorii Oldskool – aż 9! Organizatorzy (z wyraźnym zadowoleniem) zaproponowali, żeby dema oldskoolowe poszły „na deser”, co wywołało ogólny aplauz. Swoją drogą wiem też, że był to też mały zabieg, dający Slummy’emu kolejne kilkadziesiąt minut czasu... ale ja w tym nie widze nic złego (uprzedzając fakty – warto było czekać). Zanim jednak odpalono jakiekolwiek demo – puszczono Wild Compo, które w 2014 roku zostało zdominowane przez... Resistance. Okazało się, że tylko RSE zgłosiło swoje prace do konkursu, a były to 2 gry na Amigę, wesoła animacja (Sado Turbo Latex Salmon) i wspomniany wcześniej music-pack „MoDS Volume 1” by Desire & Resistance, który to zasłużenie wygrał tę kategorię.

Solskogen 2014 - kompoty

Nadszedł czas na dema. Obie prace w newskool compo były przyzwoite, ale ogólnie po wspomnianej zapowiedzi organizatorów – wszyscy czekali na prace oldskoolowe. Konkurs zaczął się od sympatycznego, niewielkiego intro na Atari VCS 2600, które jak wiadomo jest bardzo niewygodne w kodowaniu, więc każda prodka jest witana oklaskami. Kolejne dwie produkcje dedykowane byly C64 i były to „No plasma, no summer” by Resistance i „Evry Thing Is Awesome” by Indipoo (pisownia oryginalna). Prace te opisuję razem, bo zostały ocenione bardzo podobnie, na (odpowiednio) 93, 95 i 96 punktów, a wiadomo, że przy tak małych różnicach ostateczny wynik i miejsce jest dziełem przypadku i nieraz nie odzwierciedla rzeczywistego poziomu. Osobiście odwróciłbym kolejność tych trzech, ale skoro tak wynikało z głosów – niech zostanie. Następne były 2 intra na A500 – „Skauntro” by Depth i „K.U.K.” by Hoaxers & Depth.Pierwsze to party-raport z jakiejś nieznanej mi imprezy, z czarno-białymi zdjęciami, logo, scrollem i błyskającymi barami „na przetwornikach” dźwięku rodem z 1988-89 roku, a drugie to żartobliwa „party-produkcja” z kogucikiem i grą słów (tytuł jest blisko angielskiego „cock”, wiec...) oraz przyzwoitym efektem kolorowania napisu – obie rzeczy trochę jako compo-fillers, ale też mogły się podobać – zajęły odpowiednio 6. i 5. miejsce (122 i 128 punktów).

U mnie dreszczyk emocji wzrastał. Po pięciu pracach widać już było, że organizatorzy ułożyli prace niejako „wzrastającym poziomem” i im później ukaże się moje dentro – tym lepiej. Po obejrzeniu dwóch poprzednich prac jasne już było, że nie zajmę ostatniego miejsca – pytanie jednak „co będzie następne”. Wszyscy wiedzieli, że jest 9 produkcji. W ciągu dnia „plotka korytarzowa” niosła, że szwedzka grupa INSANE, która ciężko pracowała całą imprezę (szkoda, bo mało się przez to integrowali) „ma coś na miejsce #1”. Do tego Slummy pracował bez wytchnienia, a podczas pogawędek był na tyle miły, żeby pokazać trochę nad czym pracuje. Tak więc szóstą pracę grupy Hoaxers na C64 najpierw przywitałem oddechem ulgi, ale wraz z jej trwaniem – rosnącym niepokojem. Była to już praca na naprawdę dobrym poziomie. Demko pod tytułem „RETRO” zawierało oczywiście retro-efekty (głównie różnej maści scrolle), ale na bardzo fajnym poziomie, dopracowane, fajnie poskładane – zdecydowanie miałem tu mocnego konkurenta. Moje podejrzenia potwierdziły się, kiedy autorskie dentro „SunCandy” poleciało jako kolejne. O tym, jakie emocje towarzyszą, gdy nasza prodka leci na big-screenie (o ile się nie wywali – na szczęście wszystko było ok), jaka jest reakcja publiczności, itd. – to już trzeba przekonać się samemu. Dentro poszło jako trzecie od końca, ale po dobrym demku na C64 – wiedziałem, że będzie ciekawie. Nie było czasu na zastanawianie się, bo zaraz puszczono przedostatnią zapowiedzianą produkcje. I tu – małe zaskoczenie. Splash-screen zapowiadał demko INSANE, czyli nasz potencjalny number one! Po odpaleniu – zaczęło się mocno i dobrze – ewidentny compo-winner. Dynamiczne efekty i muzyka – najwyższy poziom. Nie mogłem uwierzyć – takie demko tu na A500? No nieźle... Insane odkąd powrócili - wydało kilka udanych dem właśnie na OCS i tu wydawało się, że jest kolejne – aż do pewnego obiektu wektorowego. Wtedy stwierdziłem – to nie może być OCS, ani 7MHz. Okazało się w końcu, że to bardzo udane demo jest na A1200 (ponoć chodzi dobrze na 030). Ogólne wrażenie to dobra dynamika i synchronizacja oraz bardzo fajna część z pozdrowieniami (polecam zapoznać się samemu). Prezentacja miała trochę problemów – bugi w grafice, ale ogólnie demo bardzo udane.

No dobrze – skoro to był niby „compo-winner”, a została jeszcze jedna praca – to co tam ciekawego „upichcił” Slummy? Spash-screen i już wiadomo, że na A500 i 7MHz. Demo rusza i... po zakończeniu wielkie brawa, wszyscy już wiedzą, że to nie tylko zwycięzca Solskogen 2014, ale i jedno z najważniejszych dem na A500 ostatnich lat. Jak dla mnie – przełomowe i „eye opener” na nowe podejście do OCS. Oczywiście, można powiedzieć, że Slummy te wszystkie efekty już wcześniej prezentował w swoich OCS-owych produkcjach, ale tutaj dopracował je do perfekcji. Wielu traktuje to demo jako zamknięcie (?) pewnego tryptyku „brudnych, ale newskoolowych klimatów” na A500, od dema VOLD wydanego na Assembly 2012, przez STRAFF z Revision 2013 – po opisywane właśnie „Emperor of The North Pole”. Czy to faktycznie koniec? Zobaczymy, mam nadzieję, że nie. Pisząc te słowa w maju/czerwcu – mam pewne przeczucia, że z okazji 30. rocznicy powstania Amigi – na Assembly 2015 Slummy znów zaatakuje i to z dużą mocą. Wracając jednak do Solskogen 2014 – po „opadnięciu kurzu” organizatorzy podziękowali za udział w compos i zaprosili na ogłoszenie wyników kolejnego dnia (choć dzień kolejny już się zaczął). Partyzanci udali się podzielić wrażeniami z innymi, dokończyć to „co powinno być dokończone”, a następnie spać – mając w perspektywie dalekie powroty do domu.

Niedziela to już dzień pakowania się, pożegnań i ogłoszenia wyników. Niespodzianki nie było i „Emperor of the North Pole” by Spaceballs wygrał bez problemu, zbierając 285 punktów, drugie miejsce to grupa Insane z „We are the Scene” – 268 punktów, a miejsce trzecie – ku radości mojej i całego RSE – „SunCandy” z 166 punktami, o 6 pkt. wyprzedające grupę Hoaxers z ich demem „Retro” (160 pkt.). Dodatkowo nasz kolega Sim1 zajął 1. miejsce w logo-compo, z logo „Resistance” które to otwiera nasze dentro. Jako, że Sim1 nie wybrał się na party – miałem zaszczyt go reprezentować i w jego imieniu odebrać nagrodę. Nagradzane były tylko pierwsze miejsca. I tu, coś dla podniesienia nastroju organizatorom imprez w Polsce. Nagrodą za 1 miejsce w każdym konkursie na Solskogen 2014 był... folderek wielkości plyty CD ze zdjęciami z... Solskogen 2013. :) Dodatkowo, grupa Insane „ufundowała” zwycięzcy Oldskool Demo Compo standardową A500 z nalepką grupy. Także myślę, że w PL nie jest w tej kwestii najgorzej i nie mamy się czego wstydzić przed Zachodem. :)

Pożegnawszy znajomych i miłą okolicę udałem się na przystanek autobusowy i tam złapałem planowany autobus (rozkład jazdy wiejskiego przystanku można było zawczasu ściągnąć z netu). Przy przesiadce (znów punkt Ryen T) przydało się trochę pogadać z tubylcami – inaczej bym trafił na inne lotnisko (na Ryen T jest kilka przystanków w odległości kilkudziesięciu metrów i warto dopytać o właściwy kierunek). Bilety autobusowe nabywa się u kierowcy, a jeszcze w niedzielę los mi sprzyjał i nieczynny kasownik (jedzie się wtedy legalnie za darmo) pozwolił mi na „podreperowanie” budżetu zredukowanego przez weekendowe sklepikowe zakupy. Powrót samolotem do Gdańska to już czysta formalność.

Czy polecam Solskogen? Myślę, że tak. Nie jest to pewnie dynamiczna atmosfera typu Revision (a te znam tylko ze streama), ale jest naprawdę fajnie, choć przydają się znajomi na miejscu lub duże zdolności szybkiego zawierania przyjaźni z nieznanymi. Czy powtórzą się takie upały – kto wie, jednak Norwegia w lipcu pewnie nieraz zaskoczy. Czy wróciłbym tam? Myślę, że tak, aczkolwiek na pewno znów z jakąś produkcją, żeby dobrze czuć emocje kompotów. Przywiezienie własnej prodki zdecydowanie uatrakcyjnia udział w każdym party. :) A czy Spaceballs, Insane i Hoaxers znów pokażą coś na podobnym poziomie – to już kwesia indywidualnego szczęścia. :)

Sachy/WT+RSE+LMS